Do Albanii wybraliśmy się jadąc przez Serbię i Macedonię Północną ( o czym w innych wpisach), wjechaliśmy od strony Jeziora Ochrydzkiego. Pierwszą rzeczą jaką nas zaskoczyła był bardzo górzysty krajobraz, gdzieś wyczytałam że Albania jest drugim w Europie krajem zaraz po Szwajcarii gdzie średnia wys0kość nad poziomem morza jest największa. Na co jeszcze mój mąż zwrócił uwagę jako kierowca, to styl jazdy mieszkańców, zdecydowanie różnił się od krajów na naszej trasie i bardziej przypomniał arabski niż europejski, drugą rzeczą na jaką zwrócił uwagę to brak parkingów, w większości miejsc trzeba po prostu zatrzymywać się na „dziko”. Na południu Albanii gdzie przestrzeń drogowa jest ograniczona ( z jednej strony morze z drugiej góry) kierowcy po prostu zatrzymują się na drodze i idą po zakupy. Wybierając się do Albanii należy również pamiętać, że w niewielkiej ilości miejsc można zapłacić kartą. Pamiętam, że kartą tylko płaciliśmy tylko za paliwo, ale jakby np. chciało się kupić na stacji benzynowej innego niż paliwo, to kartą już płacić nie można… Ogólnie wszędzie można też płacić Euro, jednak możemy się spodziewać, że resztę dostaniemy w lokalnej walucie. Według mnie lepiej wymienić w jakimś kantorze czy banku, żeby nie obawiać się o przelicznik u lokalnego sprzedawcy.
Berat
Pierwszą odwiedzoną przez nas miejscowości był Berat. Jest to miejscowość, którego historia sięga II wieku n.e . Berat Ze względu na charakterystyczne usytuowanie na stoku wzgórza miejscowość zwana jest „miastem tysiąca okien”. W 2008 roku organizacja UNESCO umieściła Berat na liście światowego dziedzictwa. My zawitaliśmy tam tylko na kilka godzin. Po zaparkowaniu auta za 2 Euro, poszliśmy w stronę malowniczych mostów nad rzeką Osum, która to przedziela miasto na dwie części. Miasto posiada liczne, wąskie uliczki, jakby nikt ich nie ruszył od setek lat. Jest też wiele klimatycznych restauracji. Nam ze względu na wysoką temperaturę ( byliśmy na koniec Lipca) po prostu już nie chciało się chodzić, marzyliśmy tylko żeby usiąść i napić się czegoś zimnego. Jednak zwiedzanie miasta w środku lata nie jest najlepszym pomysłem. Po obiedzie ruszyliśmy dalej w kierunku granicy z Grecją.
Himara
Wybierając miejscowość na nasz nadmorski pobyt bardzo długo się wahałam, jakie wybrać miejsce, z jednej strony nie lubimy kurortów wolimy coś spokojniejszego, z drugiej nie chciałam jechać aż pod granicę z Grecją, jako że mieliśmy w planach jeszcze góry na północy Albanii, koniec końców wybór padł na Himarę ( starą część) i był to strzał w dziesiątkę. Co ja osobiście najbardziej cenę w noclegach do widok, a ten był idealny, za nami rozciągały się góry, a przed nami mieliśmy wspaniały widok na morze i wyspę Korfu, chyba nigdzie nie miałam tak ładnego, dużego tarasu z tak cudownym widokiem na morze. Jedyny minus to to że trzeba było dość daleko nieść bagaż ( około 10 minut) gdyż bliżej nie ma parkingu. Nie jest to również miejsce dla osób z wózkami dla małych dzieci. Old Chimara jest bardzo małą miejscowością z zaledwie jednym sklepem i jednym barem, ale mając samochód, przynajmniej dla mniej jest to bardziej zaleta niż wada. Ma też dużo uliczek, gdzie kiedyś znajdował się zamek. A zachody słońca ze szczytu wzgórza są po prostu boskie. Na plażę mieliśmy około 10 minut jazdy samochodem ( można też pieszo ale przy takich temperaturach podchodzenie pod górkę byłoby męczarnią). Najbliższą plaże była Livadi Beach, jak to w większości miejsc nad morzem Śródziemnym, leżaki są płatne (niestety nie pamiętam ceny) a plaża jest żwirowo kamienista ( buty do wody obowiązkowe), natomiast woda ma ładny turkusowy odcień. Jadąc wzdłuż wybrzeża można spotkać wiele podobnych plaż. Natomiast na zakupy wybieraliśmy się do nowej części Himary gdzie jest dużo więcej sklepów, barów czy hoteli. Podsumowując polecam Old Himarę, dla osób z samochodem, które preferują ciszę i spokój i cenią sobie widoki.
Blue Eye ( na południu)
Będąc na południu Albanii postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do sławnego w tej okolicy Blue Eye. Blue Eye jest to podziemne źródło rzeki Bistricë, która wpływa do morza Jońskiego. Kolor rzeki zmienia się od ciemnego niebieskiego przez turkusowy aż po odcienie zieleni. Wokół Blue Eye nie ma dużej infrastruktury turystycznej, jedynie mały sklepik z pamiątkami ( w którym o dziwno można było płacić kartą). Aby się dostać do Blue Eye należy zostawić samochód na sporym parkingu przed szlabanem. Za parking zapłaciliśmy 200 leków za samochód osobowy (postój do 3h). Potem jest około 2km marszu, niestety większość w słońcu ( można wypożyczyć elektryczne hulajnogi). I tutaj mała uwaga, odradzam to miejsce w sezonie, tłum idący niczym na morskie oko. Aby zrobić sobie zdjęcie z widokiem na źródełko trzeba odstać swoje w kolejce. Miejsce ładne, ale zdecydowanie lepiej by było do niego zajechać gdy nie ma ponad 30 stopni w cieniu i poza za sezonem. Z powrotem chcieliśmy jeszcze zajechać do Gjirokasty, małego miasteczka wpisanego na listę UNESCO, jednak w drodze powrotnej z Blue Eye, źle się poczułam, zapewne za dużo słońca, za mało wody i całą resztę dnia spędziłam w łóżku.
Theth
Na resztę naszego pobytu w Albanii udaliśmy się w góry Przeklęte, leżące na północy Albanii miejscowość Theth. Spotkałam się z opiniami, że Thet jest jedną z najbardziej odizolowanych osad w Europie. Na pewno tak było jednak około 2-3 lat temu droga prowadząca do niej zmieniła się z szutrowo- kamienistej w gładki asfalt. Polecam zatrzymać się na przełęczy, zdjęcia stamtąd wychodzą fenomenalnie. W samej miejscowości dalej jest jedna droga czy tez jeden sklep spożywczy, choć zdecydowanie się rozrasta, podczas naszego pobytu widzieliśmy wiele placów budowy. Dlatego należy się spieszyć z jej odwiedzeniem zanim stanie się kolejnym komercyjnym miejscem. W samej miejscowości czułam się jak u mojego dziadka w latach 90. Theth to fantastyczne miejsce, zwalające z nóg widoki, przyroda. To pyszna lokalna kuchnia i albańska gościna. A góry mi osobiści przypominały te z USA z Yosemite. My zatrzymaliśmy się nie w samej wiosce, lecz w jednym z pensjonatów, który znajdował się na drodze do Theth. Pensjonat prowadzony był przez rodzinę, która mieszkała na parterze. Przygotowywali dla nas pyszne domowe jedzenie. Tutaj mały zgrzyt, mieliśmy śniadania wliczone w cenę, jednak na sam koniec pobytu gdy przyszło do rozliczenia dowiedzieliśmy się, że owszem śniadania były wliczone, natomiast kawa już nie.
Blue Eye ( na północy)
Mawiają że Albania ma dwoje niebieskich oczu, jedno na północy jedno na południu, my odsiedzieliśmy oba i zdecydowanie dużo bardziej przypadło nam do gustu oko północne, bez takich tłumów jak na południu i jako że jesteśmy w górach na wysokości około 1000m n.p.m, trochę zimniej. Aby dotrzeć na blue eye należy udać się do miejscowości Theth a z stamtąd do wioski Nderlysaj ( zgubić się nie da bo jest tylko jedna droga ), tam zaparkować za opłatą 2 Eur i ruszyć na szlak. Do celu mamy około 3 km, ścieżka jest dość szeroka, na końcu jest trochę stromiej i ścieżka staje się węższa, nasz 3 latek dał sobie radę bez większych problemów. Na trasie znajdują się 2 miejsca gdzie można kupić schłodzone napoje, a przy samym Blue Eye niewielka restauracyjka ( płatność tylko gotówką). Błękitne Oko zostało wyżłobione przez spływające z góry potoki. Ma głębokość od 3 do 5 metrów i wypełniony jest lodowatą wodą. Ta spływa tu niewielkim, jednak dość efektownym wodospadem. Za wyjątkowość tego miejsca odpowiedzialny jest kolor wody, który w zależności od pory dnia mieni się różnymi odcieniami niebieskiego i zielonego. Nam jednak do gustu przypadło dużo bardziej 5 minut przed Blue Eye, koło mostku gdzie co bardziej odważni skaczą do lodowatej rzeki. My natomiast usiedliśmy na brzegu rzeki, mocząc nogi i rzucając kamyczki.
Wodospad Grunas
Drugiego dnia naszego pobytu w Theth udaliśmy się na wodospad Grunas, aby się do niego dostać należy zostawić samochód w okolicy kościoła, który jest najbardziej charakterystycznym miejscem w Theth i najczęściej fotografowanym. Idąc w kierunku mijamy również wieżę odosobnienia która była budynkiem mieszkalnym przypominającym wieżę obronną, służyła często jako schronienie dla całej rodziny przed zemstą lokalnej społeczności w myśl zasady “śmierć za śmierć” za popełnienie przestępstwa przez jednego z członków rodu. Z wieży można było korzystać jedynie przez 15 dni, do tego czasu zwaśnione strony musiały dojść do porozumienia na podstawie wyroku starszyzny wsi. Szlak ( przez większość czasu płaski) prowadzi wzdłuż malowniczego górskiego potoku. Jedynie w końcówce mamy do czynienia z podejściem po kamieniach. Sam wodospad ma około 25m wysokości, woda w nim jest bardzo zimna ale znajdują się śmiałkowie którzy w nim pływają.
Albania – podsumowanie
W Albanii spędziliśmy tydzień i zdecydowanie skradła nasze serca. Ceny są znacznie mniejsze niż w Polsce. Jednak w miejscach gdzie nie masz typowego menu i cennika, należy się spytać co ile kosztuję, ja tego nie zrobiłam i czułam się w kilku miejscach naciągnięta. Porównując Albanie do innych krajów Bałkańskich wydaje mi się że jest najmniej skomercjalizowana ( może jeszcze Macedonia). Na pewno należy mieć ze sobą gotówkę, gdyż w na palcach jednej ręki mogę policzyć miejsca w których mogłam zapłacić kartą. Nad morzem znajdziemy miejsca z turkusową wodą niczym na Malediwach, ale raczej bliżej granicy z Grecją, a góry Przeklęte są po prostu prześliczne, z chęcią bym do nich wróciła.