Wstęp i lot
Nasza wyprawa do Panamy przypadła na ferie zimowe, konkretnie na przełomie stycznia i lutego. Był to idealny moment, gdyż w Panamie panował wtedy środek pory suchej. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego akurat Panama? Otóż dwa lata wcześniej odwiedziliśmy Kostarykę, która absolutnie nas oczarowała. Postanowiliśmy więc poszukać czegoś podobnego, ale zarazem innego. Panama okazała się strzałem w dziesiątkę. Na koniec tego wpisu postaram się porównać oba kraje.
Nasz początek podróży do Panamy okazał się dość napięty. W październiku nabyliśmy bilety lotnicze za około 3000zł poprzez Turkish Airlines. Niestety, kilka dni później w Panamie wybuchły zdecydowane protesty skierowane przeciwko powstaniu nowej kopalni miedzi. Sytuacja była tak poważna, że dostawy różnego rodzaju towarów (takich jak żywność, paliwo, gaz itp.) do połowy kraju zostały zablokowane. Podróżowanie po reszcie kraju było możliwe bez przeszkód jedynie w nocy. Na bieżąco obserwowałam sytuację na amerykańskim forum, gdzie wielu ludzi decydowało się na odwołanie swoich wakacji. Na szczęście, na początku grudnia protesty ustały, co umożliwiło nam spokojny wyjazd.
Rozpoczęliśmy naszą podróż w Warszawie, następnie mieliśmy przesiadkę w Stambule, skąd lotem udaliśmy się do Panamy. Linia lotnicza Turkish oferuje hotel, transfer oraz śniadanie, jeżeli czas przesiadki przekracza 12 godzin. Skorzystaliśmy z tej opcji i mieliśmy przyjemność zatrzymać się w czterogwiazdkowym hotelu Ramada Plaza. Był to dla nas najdłuższy lot, trwający 14 godzin. Mieliśmy pewne obawy, jak dzieci poradzą sobie z tak długim lotem, jednak okazało się, że były zachwycone możliwością nieograniczonego oglądania bajek i grania w gry. Zresztą i my mieliśmy okazję obejrzeć kilka filmów.
Panama City
Wieczorem wylądowaliśmy w Panama City, gdzie od razu wypożyczyliśmy samochód na czas naszego pobytu. Bez zbędnej zwłoki udaliśmy się do zarezerwowanego hotelu, położonego w dzielnicy biznesowej miasta. Następnego ranka, po spożyciu śniadania, skorzystaliśmy z Ubera, by dotrzeć do Casco Viejo. To stare miasto w Panama City, gdzie bez żadnych konkretnych planów pozwoliliśmy sobie na chwilę zagubienia. W drodze powrotnej do hotelu, poruszaliśmy się piechotą. Po powrocie czekała na nas jednak niemiła niespodzianka. Nasz wypożyczony samochód miał kompletnie przebitą oponę. Próbowaliśmy skontaktować się z wypożyczalnią, ale nikt z personelu nie mówił po angielsku. Poprosiliśmy więc recepcjonistkę, aby nawiązała z nimi kontakt. Odpowiedzieli jednak, że powinniśmy się z nimi skontaktować dopiero przy wyjeździe z Panama City.
San Blas
Następnego dnia o poranku mieliśmy zaplanowany wyjazd na San Blas. Start był zaplanowany na godzinę 5 rano, a do celu mieliśmy dojechać samochodem w ciągu około 3 godzin. W programie była jedna przerwa, podczas której mogliśmy zrobić zakupy i zjeść śniadanie. Następnie czekała nas podróż łodzią na niewielkie wysepki. Muszę przyznać, że na żadnej łodzi nie byłam tak mokra jak na tej – woda bujała i wlewała się do łódki, co było dla dzieci wielkim przeżyciem i jednocześnie dobrą zabawą. San Blas to prawdziwy raj na ziemi. Te piękne wysepki, które można znać z serialu (La Casa del Papel, gdzie uciekli Tokio i Rio), są zamieszkane przez Indian z plemienia Guna Yana. Cieszą się oni dużą niezależnością od Panamy. Warunki na wyspie są dość podstawowe, ale kiedy ma się do dyspozycji takie widoki, trudno o to narzekać.
Tego samego dnia odwiedziliśmy również inną wysepkę oraz tzw. naturalny basen, czyli obszar z płytką wodą na środku morza.
El Valle De Anton
Powrót następnego dnia po śniadaniu. Nasz samochód zostawiliśmy w hotelu w którym spaliśmy, zanim ruszyliśmy w dalszą drogę czekała nas jeszcze przeprawa z naszym samochodem. Koniec końców ktoś przyjechał z wypożyczalni, ale tylko po to żeby nam wymienić koło na zapasowe, nie było możliwości aby nam dali nowe koło. Nie chcieliśmy jeździć przez 2 tygodnie na kole zapasowym więc zajechaliśmy do zakładu wulkanizacji pod Panama City i naprawiliśmy koło za 5 USD. Teraz już mogliśmy ruszać na dalsze zwiedzanie.
Następnym punktem naszej podróży było El Valle del Anton, malownicza miejscowość położona w kraterze wygasłego wulkanu. Kolejnego dnia postanowiliśmy wybrać się na trekking do India Dormida. Szlak na początku prowadził nas przez gęstą dżunglę, a później przenosił powyżej linii lasu, na trawiaste zbocza. Trasa nie była zbyt dobrze oznaczona, co w pewnym momencie doprowadziło do naszego zgubienia. Na szczęście spotkaliśmy na swojej drodze miejscowego rolnika, który z łaskawością pokierował nas przez swoją posesję, doprowadzając nas z powrotem na szlak.
Mimo że trasa nie była szczególnie trudna, upał i wysoka wilgotność sprawiły, że mogliśmy poczuć zmęczenie. Z tego powodu, jestem niezmiernie dumna z naszego prawie 4-letniego syna, który bez większych narzekań przeszedł cały szlak
Santa Catalina
Kolejnym punktem naszej podróży była Santa Catalina, malownicza miejscowość położona nad Oceanem Spokojnym. Zdecydowaliśmy się na nocleg w hotelu Sol y Mar, usytuowanym na wzgórzu, z którego rozpościerał się przepiękny widok na zachodzące słońce. Plaże tutaj różnią się diametralnie od tych nad Atlantykiem – są niezwykle szerokie, z dużymi falami, a także znaczącymi odpływami i przypływami. W Santa Catalina mieliśmy okazję skosztować również najlepszego ceviche podczas naszej całej wycieczki do Panamy. Stąd można było wykupić wycieczkę na Isla Coiba, park narodowy z rafą koralową, jednak nie zdecydowaliśmy ze względu na cenę około 100 USD za osobę
Bouquete i Qui Qui
Po dwudniowym pobycie w Santa Catalina, nasza podróż zaprowadziła nas do jednego z najbardziej turystycznych miejsc – Bouquete. W trakcie drogi, zdecydowaliśmy się zrobić przystanek przy najwyższym wodospadzie Panamy. Ta wyjątkowo piękna miejscowość była jednak trudno dostępna. Przed wylotem, po skonsultowaniu się z kilkoma osobami, uzyskaliśmy informacje o przewodniku, z którym następnie umówiłam się na spotkanie. Do najbliżej położonej wioski od wodospadu dotarliśmy własnym samochodem, jednak stan drogi pozostawiał wiele do życzenia. W miejscowości Soloy spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem, który nie mówił po angielsku. Wsiadaliśmy do typowo lokalnego środka transportu i po kilkunastominutowej podróży po kamienistym terenie, znaleźliśmy się w środku pustkowia. Następnie, po przejściu jeszcze kilometra pieszo i przedarciu się przez gęste krzewy, dotarliśmy do najwyższego wodospadu Panamy. Wodospad był naprawdę śliczny jeden z ładniejszych jakie widziałam, byłam zdumiona jak do tak ładnego miejsca jest trudno się dostać.
Dotarliśmy do Bouqete późnym wieczorem, a plan na następny dzień obejmował wiszące mosty. Niestety, nie mogliśmy tam dotrzeć własnym samochodem, zatem zdecydowaliśmy się na zakup wycieczki w centrum miasta za 30 USD od osoby. W towarzystwie przewodnika odwiedziliśmy kilka mostów, podczas czego dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek na temat dżungli. Udało nam się nawet zobaczyć kwazara, narodowego ptaka Panamy. Drugiego dnia natomiast, wybraliśmy się na plantację kawy. Okazało się, że to właśnie ten obszar Panamy słynie z produkcji jednej z najdroższych kaw na świecie – Geishy. Udało nam się zakupić 200g za około 25 USD. Zwiedzanie plantacji pozwoliło nam na obserwację całego procesu produkcji kawy – począwszy od zbiorów, a na parzeniu kończąc
Bocas del Torro
Następnym punktem naszego podróżniczego planu były wyspy Bocas del Torro. Początkowo zamierzaliśmy dostać się tam promem razem z naszym samochodem, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Wyruszyliśmy z Bouquete jeszcze przed świtem, aby zdążyć na prom o 11. Droga prowadziła przez góry i była najpiękniejszą trasą, jaką mieliśmy okazję przejechać w Panamie. Dojechaliśmy na miejsce około godziny 10, ustawiliśmy się w kolejce i cierpliwie czekaliśmy. W okolicy było wiele osób oferujących parking i przejazd motorówką, ale uparcie odmawialiśmy, chcąc zabrać ze sobą samochód. Po trzech godzinach oczekiwania i informacji, że musielibyśmy czekać kolejne dwie godziny, ugięliśmy się. Zostawiliśmy samochód i skorzystaliśmy z oferty przejazdu motorówką. Okazało się, że była to dobra decyzja, ponieważ na Bocas trwały intensywne prace drogowe. Nasz hotel był oddalony od głównego miasta, więc dotarliśmy tam taksówką za 20 USD, chociaż co godzinę kursowały też busy za 2 USD od osoby. Hotel znajdował się 30 minut pieszo od najpiękniejszej plaży na Bocas – plaży rozgwiazd, gdzie spędziliśmy kolejne dwa dni. Planowałam wycieczkę, ale uznaliśmy, że nasza plaża jest na tyle piękna, że szkoda czasu na inne atrakcje. Najlepiej jest tam być jak najwcześniej, ponieważ po godzinie 12 zaczyna się tłok.
Powrót i podsumowanie
Nadszedł czas powrotu. Z Bocas do Panama CIty można dojechać w jeden dzień, ale jest to bardzo męczące, my zdecydowaliśmy się na przystanek około 2 godziny przed Panama City w okolicach Playa Blanca
Nasz ostatni dzień w Panamie postanowiliśmy przeznaczyć na Kanał Panamski z którego Panama słynie. W cenie biletu mieliśmy możliwość obejrzenia filmu o historii kanału na jednym z największych ekranów na świecie, znajdującym się w Imaxie. Później, mieliśmy okazję obserwować przepływające statki i dowiedzieć się wielu ciekawostek o kanale. Co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, jak drogie jest przepłynięcie kanałem – średnia cena wynosi 100 tys. USD, a największe statki płacą nawet 1 mln USD. O godzinie 20 zakończyliśmy nasze zwiedzanie i udaliśmy się na lot do Stambułu. Niestety, w trakcie lotu jedna z osób na pokładzie źle się poczuła, co zmusiło nas do awaryjnego lądowania we Frankfurcie. Z tego powodu nie zdążyliśmy na naszą przesiadkę do Warszawy. Jednak Turkish Airlines naprawdę o nas zadbało. Otrzymaliśmy bilety na następny lot następnego dnia rano, a także zapewniono nam nocleg w 4-gwiazdkowym hotelu, gdzie serwowano nam trzydaniową kolację.
Podsumowując, warto zapytać: czy warto wybrać Panamę na swoją następną podróż? Moja odpowiedź to zdecydowane TAK! Plaże w Panamie to jedne z najpiękniejszych, jakie miałam okazję zobaczyć. Z wszystkich krajów, które odwiedziłam, mogę powiedzieć, że na pewno dorównują tym na Filipinach.
Wskazane jest jednak znać chociaż podstawy języka hiszpańskiego. Ja sama zaczęłam uczyć się z Duolingo trzy miesiące przed wyjazdem i okazało się to bardzo pomocne. Poza Panamą City i Bouquete, praktycznie nikt nie mówi tam po angielsku. Nawet menu w restauracjach często jest tylko w języku hiszpańskim.
Co ciekawe, Panama to miejsce, które nie jest mocno nastawione na turystykę. Rozmawiając z samymi Panamczykami, dowiedziałam się, że są zadowoleni z obecnego poziomu turystyki. Nie chcą więcej i nie robią nic specjalnego, by przyciągać więcej turystów.
Porównując Panamę z Kostaryką, do której wybrałam się dwa lata wcześniej, mogę powiedzieć, że na korzyść Panamy przemawiają niższe ceny, piękniejsze plaże i mniej turystów. Z kolei Kostaryka ma swoje plusy: większą bioróżnorodność (tukany, papugi, małpy i kolibry można spotkać na wyciągnięcie ręki), a także większą dbałość o środowisko. W Kostaryce zawsze masz wrażenie, że właśnie wjeżdżasz lub wyjeżdżasz z parku narodowego.