Wstęp
Podróż do Stanów Zjednoczonych – kto o niej nie marzył? Myślę, że wiele osób chciałoby zobaczyć miejsca, które znamy z filmów i seriali. Dla nas to również było jedno z miejsc, które koniecznie chcieliśmy odwiedzić. Okazja nadarzyła się, gdy nasza rodzina się powiększyła. Z naszym niespełna synkiem chcieliśmy wyjechać gdzieś daleko. Dziecko do dwóch lat nie płaci za bilet, więc argumentowałam to mężowi jako idealną okazję do dalekiej podróży.
Wybraliśmy Stany Zjednoczone, ponieważ lubimy jeździć samochodem, a nasze dziecko dość dobrze znosi dłuższe podróże. Polecieliśmy do Los Angeles, aby rozpocząć nasz road trip po Kalifornii, Nevadzie, Utah i Arizonie z niespełna dwuletnim dzieckiem.
Los Angeles
Lot do Los Angeles przebiegł nam bezproblemowo. Lecieliśmy bezpośrednio z Warszawy LOT-em. Wylot zaplanowano na 17, jednak opóźnił się o godzinę i wystartowaliśmy o 18. W samolocie przez dwie godziny zabawialiśmy naszego maluszka różnymi zabawkami i naklejkami. Po dwóch godzinach zasnął i obudził się na dwie godziny przed lądowaniem. Na lotnisku szybko przeszliśmy przez odprawę i wypożyczyliśmy samochód.
W Los Angeles fajne jest to, że nie dostaje się konkretnego auta, tylko można chodzić po parkingu i wybrać dowolne auto z zarezerwowanego segmentu. My wybraliśmy Dodge Grand Caravan. Choć nigdy wcześniej nie jeździliśmy tak dużym autem, na warunki amerykańskie był idealny, ponieważ tam wszyscy jeżdżą dużymi samochodami i infrastruktura jest do tego przystosowana. Dotarliśmy po północy do naszego hotelu, który był około 20 minut od lotniska.
Podczas wypakowywania się mój mąż zauważył, że nie ma kluczyków do samochodu, który zostawiliśmy w Warszawie. W związku z tym nasza wyprawa zaczęła się dość stresująco i następnego dnia rano, zamiast zwiedzać, pojechaliśmy na lotnisko. Nie wiedzieliśmy, czy kluczyki zgubiliśmy w samolocie, na lotnisku czy w wypożyczalni. Najpierw poszliśmy do biura wypożyczalni, ale tam nic nie znaleźliśmy. Później udaliśmy się na lotnisko do biura rzeczy znalezionych, ale również bez rezultatu. Chcieliśmy skontaktować się z przedstawicielem LOT-u, ale okazało się, że jest obecny tylko w dni, gdy samolot ląduje, co wówczas było dwa razy w tygodniu. Pozostało nam napisanie maila i czekanie na odpowiedź.
Byliśmy już zmęczeni całą sytuacją i dużym jet lagiem (różnica 8 godzin), więc pojechaliśmy na plażę. Tam zobaczyliśmy domki ratowników niczym ze „Słonecznego Patrolu”, dużo surferów i wszędzie muzykę. Dokładnie tak wyobrażałam sobie plaże w Los Angeles. Posiedzieliśmy trochę na plaży, potem poszliśmy na plac zabaw i wróciliśmy do hotelu, aby odpocząć przed rozpoczęciem naszego road tripu.
Big Sur, Santa Monica, Santa Barbara
Pierwszym przystankiem po opuszczeniu Los Angeles była Santa Monica, miejscowość będąca częścią LA. Odwiedziliśmy nadbrzeże i molo, gdzie kończy się słynna droga 66, rozpoczynająca się w Chicago. Molo, choć wiekowe, nadal zachęca do spacerów. Na końcu molo znajduje się pomieszczenie z fotografiami z jego najlepszych czasów. Znajduje się tu również wiele restauracji, głównie z rybami i owocami morza. Największą przestrzeń zajmuje restauracja Bubba Gump Shrimp Company, inspirowana filmem „Forrest Gump”.
Kolejnym przystankiem była Santa Barbara, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad, aby dać naszemu synkowi odpocząć od jazdy w foteliku. Większą atrakcją dla niego był jednak plac zabaw nad oceanem, wyposażony w struktury przypominające jaja dinozaurów.
Trasa z Los Angeles do San Francisco liczy około 1000 km, jeśli podróżujemy drogą numer 1 (tzw. „Jedynką”). Można również wybrać autostradę, ale jest to mniej interesująca opcja. Droga numer 1, zwłaszcza w rejonie Big Sur, oferuje malownicze widoki na skaliste wzniesienia i ocean. Uważana za jedną z najpiękniejszych tras w USA, jest zdecydowanie warta przejazdu. Podzieliliśmy trasę na dwa dni, z noclegiem w pobliżu plaży z morskimi słoniami.
Oto kilka miejsc wartych zatrzymania się:
- Bixby Creek Bridge: Most otwarty w 1932 roku, jeden z najczęściej fotografowanych w USA. Tuż przed nim znajduje się mniejszy, ale równie urokliwy Rocky Creek Bridge. Bixby jest ikoną Big Sur.
- Pfeiffer Beach: Plaża ze skałą, w której znajduje się dziura. Popularne miejsce do robienia zdjęć z promieniami słońca przechodzącymi przez otwór. Do plaży prowadzi droga boczna, łatwa do przegapienia. Warto zaznaczyć ten punkt na mapie.
- McWay Falls: Wodospad wpadający prosto do oceanu. Znajduje się tuż przy trasie, ale łatwo go przegapić, podobnie jak Pfeiffer Beach. Warto więc być czujnym.
- Elephant Seal Vista Point: Plaża zamieszkała przez stado słoni morskich, które można obserwować z bliska. Jest to ciekawe doświadczenie, a obok znajduje się duży parking dla turystów.
- Hearst Castle: Luksusowa posiadłość należąca do magnata prasowego Williama Hearsta. Choć nigdy nie została ukończona, można ją zwiedzać za opłatą. Więcej informacji na stronie hearstcastle.org.
Trasa z Los Angeles do San Francisco, zwłaszcza przez Big Sur, to jedno z najbardziej malowniczych doświadczeń podróżniczych w USA. Warto wybrać się nią zamiast autostradą, aby w pełni docenić piękno tej części kraju.
San Francisco
San Francisco powitało nas mglistą i znacznie chłodniejszą pogodą niż w Los Angeles oraz… korkami. Przed wjazdem do miasta utknęliśmy w sporym zatorze, który zajął nam przynajmniej godzinę. Noclegi planowałam z wyprzedzeniem, jednak w San Francisco napotkałam trudności – dostępnych opcji było niewiele, a ceny były dosyć wysokie. W rezultacie zdecydowaliśmy się na wynajem domku w pobliskim mieście przez AirBnB. Z perspektywy czasu nie jestem pewna, czy była to najlepsza decyzja, ponieważ traciliśmy sporo czasu na dojazdy, zwłaszcza przez poranne korki.
Nasze zwiedzanie San Francisco rozpoczęliśmy od Golden Gate Park, który znajduje się pomiędzy dzielnicami Haight-Ashbury a Ocean Beach. Golden Gate Park to ogromny park miejski, większy od nowojorskiego Central Parku. Choć samo wejście do parku jest darmowe, dodatkowe atrakcje, takie jak California Academy of Sciences, De Young Museum i Conservatory of Flowers, są płatne. Dla nas był to doskonały teren do spacerów z wózkiem i obserwacji codziennego życia mieszkańców.
Kolejną atrakcją było odwiedzenie ikonicznego mostu Golden Gate. Postanowiliśmy to zrobić na rowerach, które można łatwo wypożyczyć w San Francisco, również z fotelikami dziecięcymi. Warto pamiętać, że do wypożyczenia roweru konieczna jest karta kredytowa, na której blokowany jest depozyt. Najbardziej popularne trasy rowerowe w San Francisco to między innymi:
- Hawk Hill Double Loop,
- Fort Point-Golden Gate Promenade,
- Sausalito – Mill Valley Path–Golden Gate Bridge,
- Lincoln Boulevard Lookout–Hawk Hill Golden Gate Vista.
Trasy te są zróżnicowane pod względem długości i poziomu trudności, dzięki czemu każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Jazda rowerem po San Francisco to gwarancja niezapomnianych przygód! My jednak musieliśmy wrócić z mostu Golden Gate ze względu na zbliżającą się porę drzemki naszego synka. Planowaliśmy spędzić ją w porcie, ale nasz synek był zbyt zaciekawiony otoczeniem, by zasnąć. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na niezawodny sposób – jazdę samochodem, co pozwoliło mu zasnąć.
Przejazd przez most Golden Gate jest płatny tylko w jedną stronę, gdy wjeżdżamy do miasta. Opłatę można uiścić na stronie bayareafastrak.org, podając numer karty, tablicę rejestracyjną pojazdu i termin przejazdu. Można to zrobić przed przejazdem (podając przedział dat) lub w ciągu 48 godzin po przejeździe. Po drugiej stronie mostu znajduje się punkt widokowy, jednak podczas naszej wizyty wszystko było zamglone, a most był słabo widoczny. Odwiedziliśmy również Bay Area Discovery Museum, który oferuje mnóstwo atrakcji dla dzieci.
W San Francisco, ze względu na zainteresowania mojego męża koszykówką, odwiedziliśmy sklep z koszulkami i gadżetami Golden State Warriors. Na zwiedzanie tego ikonicznego miasta mieliśmy tylko 1,5 dnia, więc nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkich najważniejszych atrakcji. Gdybym miała więcej czasu, na pewno odwiedzilibyśmy Alcatraz, Lombard Street oraz China Town.
Podsumowując, San Francisco to miasto pełne atrakcji i różnorodnych możliwości zwiedzania, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Choć nasz czas był ograniczony, udało nam się zobaczyć wiele interesujących miejsc, a jazda rowerem i przejazd przez Golden Gate Bridge były niezapomnianymi doświadczeniami.
Yosemite Park
Z San Francisco do Yosemite jedzie się około 3-4 godzin. Mnie przy rezerwacji zaskoczyło jak mały jest wybór miejsc do spania. W dolinie Yosemite jest hotel, ale noc kosztowała około 1000zł. Były też kempingi pola namiotowe, ale my jako byliśmy z małym dzieckiem to namiot odpadał. Zarezerwowałam bardzo fajny dom, w okól, którego biegały konie, było tylko jedno, ale … był prawie 2 godziny drogi od Yosemite. To trochę jakby codziennie dojeżdżać z Krakowa żeby pochodzić po Tatrach. Gdybym to wyprawę organizowała jeszcze raz, zdecydowałabym się na Kampera, i miała możliwość zatrzymywania się dużo bliżej parków narodowych.
Wjeżdżając do Yosemite kupiliśmy American Beauty Pass, jest to karta uprawniająca do wstępu do wszystkich amerykańskich parków narodowych przez rok czasu i kosztuje tylko 80 USD i co ważne wystarczy że ma ją tylko jedna osoba w aucie, nie muszą jej mieć wszyscy pasażerowie.
Wracając do samego Yosemite, dla mnie to był numer jeden w Stanach, jestem fanką górą a te tutaj są po prostu piękne, białe skały które łączą się niebieskim niebem, jedne z ładniejszych gór jakie widziałam, a przy tym jest to ikona amerykańskiej ( i nie tylko ) wspinaczki skałkowej. W Yosemite kręcone były min dokumenty min „ The Dawn Wall”, czy „ Free Solo”.
Najważniejsze miejsca w Yosemite –
Punkt widokowy Glacier Point – Ponad doliną Yosemite, na wysokości 2200 m n.p.m. znajduje się najbardziej znany punkt widokowy w całym parku. Ponieważ dno doliny znajduje się około 1000 m poniżej widoki zapierają dech. Widać stąd niemal dramatycznie urwaną szczyt Half Dome oraz wodospady Yosemite Falls, Vernal Fall oraz Nevada Fall. Można dostać się samochodem prowadzi tu 25 km droga Glacier Point Road zakończona dużym parkingiem. Można też wyjść szlakiem z doliny.
Tunnel View To najsłynniejszy z widoków na terenie parku narodowego. Jeden za drugim pojawiają się na kolejnych planach ściana El Capitan, Half Dome, Sentinel Dome, Clouds Rest oraz wodospad Bridalveil. Z Tunnel View krótki szlak prowadzi na Inspiration Point, z którego można podziwiać podobny widok, ale z większej wysokości.
Sentinel/Cook’s Medows Loop – liczący 3 km szlak okrężny prowadzący przez łąki w Yosemite Valley i słynny most Sentinel. Trasa oferuje wspaniałe widoki na wodospad Yosemite Falls ( który nie sety podczas naszej wizyty całkowicie wysechł )oraz na Half Dome. Szczyt najpiękniej prezentuje się przy zachodzie słońca, a jego widok ponad doliną rzeki Merced uchodzi za jeden z najpiękniejszych.
El Capitan – to oczywiście nazwa znana każdemu wspinaczowi. Ale także symbol Parku Narodowego Yosemite i największy granitowy monolit na świecie . Dla zdecydowanej większości odwiedzających Park Narodowy Yosemite to przede wszystkim ściana skalna, którą ogląda się z dołu. Można też wyjść na szczyt szlakiem trekkingowym prowadzącym od łagodniejszej strony.
Wodospady Lower i Upper Yosemite Falls – z Yosemite Valley poprowadzono wiele łatwiejszych i trudniejszych szlaków pieszych. Jednym z nich jest szlak do wodospadu Upper Yosemite. Dolny wodospad jest łatwo dostępny trasą o długości około kilometra ze znajdującego się nieopodal parkingu. Natomiast wycieczka do wodospadu górnego to 12 km i ponad 800 metrów przewyższenia. Trzeba na nią przeznaczyć około 6-8 h.
Mist Trail – szlak o długości 9 km prowadzący na szczyt wodospadów Vernal Fall i Nevada Fall. Pozwala stanąć na ich progach i podziwiać wspaniały widok Doliny Yosemite. Najlepsze wrażenia są tu wiosną, gdy w wodospadach płynie najwięcej wody. Szlak Mist Trail do wodospadu sprawia wielu osobom problemy ponieważ powyżej wodospadu Vernal znajdują się potężne granitowe stopnie, które są bardzo śliskie.
My podczas pierwszego dnia w Yosemite odwiedziliśmy Glacier Point wraz z Visitor Center, bardzo nam się podobało idealne miejsce do zdjęć z widokiem na Half Dome. Następnie pojechaliśmy do samej doliny po drodze zatrzymując się przy Tunnel View, można zatrzymać się na sporym parkingu. Chwilę dalej poszliśmy na krótki trekking pod Bridalveil Fall. Następnie do Yosemitte Village zostawiliśmy tam samochód i poruszaliśmy się darmowym autobusem, który rozwozi turystów pod najważniejsze atrakcje parku. Niestety rozczarowało nas brak największego wodospadu, ale może jeszcze kiedyś tu wrócimy .
Drugiego dnia pojechaliśmy w stronę Mono Lake przez Tioga Road, jednak odległość nas przerosła, postanowiliśmy zatrzymać się przy Tenaya Lake i był to strzał w 10 ! Miejsce było niesamowite praktycznie zero ludzi białe skały lazurowe jezioro do tego zielone drzewa te kolory tworzyły wspaniały krajobraz. Zatrzymaliśmy się tam po prostu żeby nacieszyć się widokiem, pobawić z naszym synkiem, miejsce warte polecenia.
Sekwoya NP
Park Narodowy Sekwoi odwiedziliśmy w drodze z Yosemite do Doliny Śmierci. Choć nie było to bezpośrednio po drodze, zdecydowaliśmy się na ten dodatkowy odcinek, który okazał się najdłuższą trasą w naszej amerykańskiej podróży. To niesamowite, jak w ciągu kilku godzin jazdy zmienia się zielony, górski krajobraz na pustynię.
Do Parku Narodowego Sekwoi dojechaliśmy krętą górską drogą, ponieważ sekwoje rosną na wysokości 2000 metrów. Droga ta może być zamknięta zimą z powodu opadów śniegu, a latem ze względu na pożary. Wjeżdżamy do parku, pokazując naszą American Beauty Pass. Po zaparkowaniu możemy poruszać się po parku autobusem. Do wyboru jest kilka szlaków o różnej długości; my wybraliśmy najkrótszy, który jednocześnie oferuje największą atrakcję – największe drzewo na świecie, General Sherman. Drzewo to mierzy 84 metry, a średnica jego pnia przy ziemi wynosi 11 metrów. W Lesie Olbrzymów (Giant Forest) znajduje się więcej podobnych drzew.
Drzewo Generała Shermana liczy około 2200 lat, waży 1385 ton, a jego obwód wynosi 31,3 metra. Nazwane zostało na cześć generała Wojny Secesyjnej, Williama Tecumseha Shermana. Aby zrobić sobie zdjęcie z tym drzewem, trzeba odczekać swoje w kolejce. Szlak jest wybrukowany i zawiera kilka schodków, które mogą być strome. Dzięki tablicom informacyjnym można dowiedzieć się sporo o sekwojach i ich historii. Długość szlaku wynosi 1,5 km, a czas przejścia to około 45 minut.
Żałowaliśmy, że nie mogliśmy spędzić więcej czasu w Parku Narodowym Sekwoi. Te gigantyczne drzewa robią niesamowite wrażenie, sprawiając, że czujemy się jak karzełki pośród gigantów.
Death Valley
Jazda z Yosemite przez Sekwoje do miejscowości Ridgecrest przed Doliną Śmierci była najdłuższym odcinkiem naszej podróży. Była to zbyt długa trasa na jeden dzień, szczególnie z niemowlakiem na pokładzie. Dojechaliśmy do Ridgecrest dobrze po zachodzie słońca i zatrzymaliśmy się w typowym amerykańskim motelu.
Z samego rana wstaliśmy, aby jak najszybciej rozpocząć zwiedzanie Doliny Śmierci, ponieważ później robi się tam coraz goręcej. Droga była bardzo pusta; przez wiele kilometrów nie minęliśmy ani jednego auta.
Kilka ciekawostek o Dolinie Śmierci: jest to największy park narodowy w USA. Jej najniższy punkt (86 m p.p.m.) przy Badwater jest zarazem najniżej położonym miejscem na półkuli zachodniej. Zanotowano tu również najwyższą temperaturę na Ziemi – 56.7°C.
Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymaliśmy, były Mesquite Flat Sand Dunes, piaszczyste wydmy przypominające Saharę. Nagrywano tu sceny do kilku filmów, m.in. do Gwiezdnych Wojen. Powstały one w wyniku erozji gór na północy, skąd wiatr przywiewa piasek. Obecność gór na południu tworzy barierę, dzięki której pole wydmowe zostaje na miejscu.
Kolejnym punktem było Visitor Center, gdzie termometr pokazywał 100 stopni Fahrenheita, czyli około 40°C, a nie było nawet godziny 10:00. Klimatyzowane wnętrze Visitor Center było przyjemną ochłodą. Naszemu synkowi bardzo się tu podobało dzięki wystawom, kolorowym światłom i makiecie Doliny Śmierci.
Następnie zatrzymaliśmy się przy Zabriskie Point, miejscu niesamowitych formacji skalnych, które są uwielbiane przez fotografów. To miejsce oferuje niezwykłe widoki na kolorowe skały i szczególnie imponuje o wschodzie i zachodzie słońca. Nazwa punktu upamiętnia Christiana Zabriskiego, prezesa firmy Pacific Coast Borax Company.
Kolejnym przystankiem było Badwater Basin, najniżej położone miejsce na półkuli zachodniej. Kilka tysięcy lat temu było tu słone jezioro, a dziś sól i piasek pod naszymi stopami potrafią się rozgrzać niemal do 100°C, gdy temperatura powietrza osiąga latem prawie 57°C. Park Narodowy zbudował tutaj taras i zejście dla turystów, umożliwiające przejście po twardej skorupie soli.
Ostatnim miejscem było Devil’s Golf Course, duży obszar pokryty twardymi bryłami o ostrych krawędziach, będącymi mieszaniną ziemi, soli i minerałów. Powstały one po wyparowaniu jeziora i podobno właśnie nimi grał w golfa sam diabeł.
Zakończyliśmy zwiedzanie Doliny Śmierci i ruszyliśmy do następnego miejsca naszej podróży.
Las Vegas
Las Vegas zwane również Miastem Grzechu chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Jedno z najbardziej znanych miast USA. Kojarzone z luksusem, kasynami, hazardem, przepychem i ociekające bogactwem. Ale czy faktycznie tak jest ? Na Las Vegas przeznaczyliśmy w sumie 1.5 dnia, zatrzymaliśmy się poza ścisłym centrum, ale do dyspozycji był autobus hotelowy który zawoził do centrum i z powrotem. Pierwszą część dnia postanowiliśmy przeznaczyć na relaks na basenie i był to pierwszy i jedyny raz podczas naszej amerykańskich przygody, gdzie nasz synek spał w łóżku a nie w samochodzie. Do centrum Las Vegas postanowiliśmy pojechać popołudniu, kiedy było już mniej gorąco i mając nadzieje na zobaczenie nocnych neonów. Główna aleja miasta the Strip ma niecałe 7 km długości i wokół niego mieszczą się główne atrakcje Las Vegas, największe kasyna, największe hotele, bary restauracje. Jak w innych miastach zwiedza się zabytki, tak w Las Vegas zwiedza się hotele. Większość z nich urządzona jest w jakimś konkretnym stylu. Możemy poczuć nowojorski klimat w hotelu New York New Jork. Statua Wolności wita nas już na froncie, a wnętrze pozwoli poczuć się niemal jak na Manhatanie. Hotel Venetian pozwoli przenieść się Wam do włoskiej Wenecji. Zobaczycie plac św. Marka oraz weneckie kanały możecie popłynąć także gondolą i podziwiać freski. Paris Paris rozpoznacie po replice wieży Eiffla i francuskich inspiracjach. Są także i egipskie piramidy, rollercoastery, marmury, a nawet cudowne tańczące fontanny przed hotelem Bellagio. Każdy hotel posiada kasyno i to właśnie wokół tych przybytków kręci się życie nocne. Będąc w Vegas warto skusić się także na jeden z wielu show. Są pokazy magii, pokazy cyrkowe, występy tanczerzy albo widowiska dla dorosłych. Są też mniejsze i większe koncerty przeróżnych artystów. Dla nas Las Vegas nie było czymś zachwycającym, zobaczyliśmy ale czy byśmy tam wrócili … nie. Na pewno miał na to wpływ fakt, że byliśmy jednak z małym dzieckiem więc nie dla nas kasyna, imprezy i życie nocne. Również widząc wieże Eiffla, piramidy, koloseum nie można oprzeć się wrażeniu kiczowatości, im bliżej nich jesteśmy widzimy że co nie co gdzieś odpada, coś jest nie dokończone itd. Podobały nam się fontanny przy hotelu Bellagio, ale nasz synek bardziej był zafascynowany ruchomymi schodami niż fontannami :). Dla nas Las Vegas było porostu ciekawostką i dobrze że przeznaczyliśmy na jego zwiedzanie w zasadzie tylko jedno popołudnie.
Horshoe Band
Horseshoe Bend jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc na zachodnim wybrzeżu USA. To malownicze miejsce przyciąga rocznie około 2 milionów turystów, głównie ze względu na swoją łatwą dostępność. Chociaż w okolicy znajduje się co najmniej kilkanaście podobnych meandrów rzeki Kolorado, żaden z nich nie jest tak łatwo dostępny. Większość z nich leży na terenach należących do rdzennych Amerykanów, co wymaga specjalnych pozwoleń i jazdy trudnymi drogami terenowymi.
Horseshoe Bend znajduje się przy drodze 89. Od strony Page, pierwszy skręt w prawo za Walmartem prowadzi do tego punktu. W zeszłym roku parking został znacznie powiększony, co ułatwiło znalezienie miejsca. Niestety, za ten luksus teraz trzeba zapłacić – opłata za parking wynosi 10 dolarów za samochód.
Szlak prowadzący do Horseshoe Bend jest krótki, zaledwie 2,4 km w obie strony, ale latem może być wyczerpujący nawet dla osób w dobrej kondycji. Konieczne jest zabranie wody oraz nakrycia głowy. Trasa wiedzie przez grząski piasek pod górę, ale potem teren się wyrównuje, a na końcu lekko opada w kierunku rzeki Kolorado. Na szlaku nie ma cienia, co może być dodatkowym utrudnieniem.
Po dotarciu do meandru rzeki Kolorado, ze względów bezpieczeństwa zainstalowano tu barierki, co może utrudniać wykonanie dobrych zdjęć. Największy tłum turystów gromadzi się tuż za barierkami, przy pierwszym skalnym występie po prawej stronie, gdzie często trzeba poczekać na swoją kolej, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie.
Podczas naszej wizyty w Horseshoe Bend spędziliśmy tam tylko chwilę, ponieważ trasa była zbyt wymagająca dla naszego synka. Mimo to, zdecydowanie polecam to miejsce jako punkt obowiązkowy podczas road tripu po zachodnich stanach USA.
Zion National Park
Zion, znany również jako Syjon, w tradycji mormońskiej oznacza miasto idealne. Rzeczywiście, w Parku Narodowym Zion można poczuć się jak w raju. To miejsce przyciąga turystów wyjątkowymi emocjami, dzięki majestatycznym widokom skał otaczających cudowną dolinę. Park Narodowy Zion to idealne miejsce na wycieczkę dla każdego, oferując różnorodne szlaki turystyczne o różnym stopniu trudności.
Transport po parku odbywa się za pomocą specjalnych autobusów „shuttle bus”. Komunikacja jest bardzo prosta, ponieważ znajduje się tam 9 stacji. Autobusy rozwożą turystów od stacji nr 1 do stacji nr 9 – Temple of Sinawava. Zwiedzanie Parku Narodowego Zion zazwyczaj zaczyna się od Visitor Center, gdzie znajduje się największy parking. W sezonie wakacyjnym warto przyjechać wcześnie rano, aby znaleźć miejsce parkingowe. W przeciwnym razie można być zmuszonym do parkowania przed wjazdem do parku.
Najbardziej charakterystyczne miejsca w Parku Narodowym Zion to Angels Landing i The Narrows. Angels Landing to strome i męczące podejście, które wymaga około 4 godzin na zdobycie szczytu i powrót. Szlak zaczyna się szeroko i bezpiecznie, ale później zmienia się w wąską ścieżkę zabezpieczoną łańcuchami. Osoby z lękiem wysokości mogą napotkać trudności.
The Narrows to inny popularny szlak. Po krótkim spacerze trwającym około 30 minut, szlak zamienia się w rzekę otoczoną 400-metrowymi skałami.
Odwiedziliśmy również trasę do wodospadów „Lower i Upper Emerald Pool Trail”. Pierwsza część szlaku jest bardzo łatwa i idealna na spacer z wózkiem, natomiast dalsza część staje się trudniejsza, prowadząc ostro pod górę, aż do górnego wodospadu. Choć wodospady nie są imponująco wielkie, widoki na piękne czerwone skały Parku Narodowego Zion robią ogromne wrażenie.
Tuż przed przystankiem znajduje się duża polana, gdzie dzieci mogą się wybiegać.
Dla lepszego SEO w tym tekście, pamiętaj o frazach kluczowych takich jak: Park Narodowy Zion, szlaki turystyczne Zion, Angels Landing, The Narrows, Visitor Center Zion, transport w Zion, wodospady Zion, wycieczka do Zion.
Park Narodowy Zion to miejsce, które warto odwiedzić, oferujące niezapomniane widoki i różnorodne trasy turystyczne.
Bryce Kanion
Podczas naszego pobytu w okolicach Parku Narodowego Zion, wybraliśmy się do Bryce Canyon. Droga z Zionu zajmuje około 2 godzin i prowadzi przez malownicze tereny Zion Parku. Bryce Canyon to jeden z pięciu najpiękniejszych i najczęściej odwiedzanych parków narodowych w stanie Utah, należący do tzw. Wielkiej Piątki Kanionów (Mighty 5). Pozostałe parki to Arches, Canyonlands, Capitol Reef i Zion.
Bryce Canyon jest znany z charakterystycznych formacji skalnych zwanych hoodoos. Te skalne iglice i grzyby, o wysokości od 1,5 do 45 metrów, powstały w wyniku wietrzenia mrozowego oraz erozji termicznej i chemicznej. Największy wpływ na te procesy mają lód i deszcz. Park Narodowy Bryce Canyon leży na dużej wysokości, co powoduje znaczne wahania temperatur. W nocy temperatury mogą spadać dość nisko, a przez ponad 200 dni w roku występują zarówno temperatury dodatnie, jak i ujemne. Te różnice temperatur powodują zamarzanie wody w szczelinach skalnych, co prowadzi do rozsadzania i kruszenia się skał.
Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od Visitor Center, gdzie można uzyskać wiele informacji o parku. Podobnie jak w innych parkach, zwiedzaliśmy go Shuttle Busem. Park jest stosunkowo niewielki, dlatego zdecydowaliśmy się dojechać autobusem do ostatniego punktu, a potem wrócić piechotą. Dolina, w której znajduje się Bryce Canyon, nazywana jest potocznie amfiteatrem ze względu na swój kształt. Amfiteatr Bryce rozciąga się od Fairyland Point do Bryce Point i stanowi główną część parku. Wzdłuż Bryce Amphitheater znajdują się najciekawsze punkty widokowe, takie jak Sunrise Point, Sunset Point, Inspiration Point i Bryce Point.
Szlak jest łatwy do przejścia, nawet z niemowlakiem. Podczas naszej wizyty doświadczyliśmy, jak bezpośredni są Amerykanie, którzy często nas zagadywali, pytali skąd pochodzimy i wyrażali zachwyt, że podróżujemy z małym dzieckiem.
Jeśli planujesz odwiedzić Park Narodowy Bryce Canyon, warto rozpocząć od Visitor Center, skorzystać z Shuttle Busa i zwiedzić najważniejsze punkty widokowe wzdłuż Bryce Amphitheater. Bryce Canyon to miejsce, które zachwyca swoją unikalną geologią i pięknem przyrody, a różnorodność szlaków sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Monument Valley
Zanim dotarliśmy do Monument Valley, musieliśmy najpierw znaleźć nocleg możliwie jak najbliżej doliny. Jak w przypadku innych parków narodowych, okazało się, że baza noclegowa jest ograniczona, a nawet jeśli coś się znajdzie, to i tak jest dosyć daleko od parku. Udało nam się zarezerwować nieduży motelik około 1,5 godziny od parku.
Monument Valley nie jest parkiem federalnym, a rezerwatem Indian Navajo, więc nie można tam wjechać na American Beauty Pass. Wjazd samochodem kosztuje 20 USD. Zwiedzanie zaczynamy od Visitor Center, gdzie można kupić różne rękodzieła od Indian. My kupiliśmy łapacz snów, który do dziś wisi nad naszym łóżkiem.
Po wyjściu z Visitor Center mamy okazję podziwiać skały z czerwonego piaskowca wznoszące się na ponad 200 metrów. Te niepowtarzalne formacje, wyjątkowa roślinność i ciemnogranatowe niebo zapierają dech w piersiach każdego turysty. Zwiedzanie Monument Valley odbywa się samochodem wzdłuż 17-milowej nieutwardzonej, wyboistej drogi pokrytej czerwonym pyłem. Droga prowadzi wzdłuż gigantycznych monolitów i formacji skalnych. Pomimo zaleceń dotyczących pojazdów z podwyższonym podwoziem, trasę można pokonać również zwykłym samochodem.
Dostajemy mapkę z zaznaczonymi najważniejszymi punktami: West Mitten, Merrick Butte, East Mitten, Elephant Butte, Three Sisters, John Ford Point (nasz ulubiony punkt, gdzie skalny cypel wisi nad przepaścią; można wynająć konia do zdjęcia dla jeszcze bardziej epickiego efektu), The Hub Point, Totem Pole, Yei Bi Chei, Sand Springs, Artist’s Point (z wspaniałą panoramą Monument Valley i widokiem na wszystkie ostańce), Spearhead Mesa, North Window i The Thumb.
Monument Valley bardzo nam się podobało. Dla mnie to jedno z top 3 miejsc, które odwiedziliśmy.
Wielki Kanion
Wielki Kanion – marzenie wielu podróżników! Nasza wizyta w Wielkim Kanionie, położonym w stanie Arizona w USA, trwała tylko jeden dzień, koncentrując się na południowej krawędzi. Zatrzymaliśmy się w jednym z hoteli w Williams. Kanion to monumentalny przełom rzeki Kolorado, rozciągający się na długość około 446 km. Najgłębszym miejscem jest Granite Gorge, położone 1857 m poniżej krawędzi kanionu.
Południowa krawędź Wielkiego Kanionu jest najczęściej odwiedzana przez turystów, oferując liczne punkty widokowe i ciekawe szlaki turystyczne. Jest ona otwarta przez cały rok i najłatwiej dostępna, można tu dotrzeć samochodem, pociągiem czy autobusem. Przy kanionie kursuje autobus rozwożący turystów po najciekawszych punktach widokowych. Z tego powodu jest to również najbardziej zatłoczona część kanionu – 90% turystów wybiera właśnie ją.
Po przyjeździe do Visitor Center otrzymaliśmy mapy i wszelkie informacje od pracowników. Warto zobaczyć pierwsze spektakularne widoki z punktów widokowych przy Visitor Center: Yavapai Point oraz Mather Point. Następnie przeszliśmy wzdłuż krawędzi aż do Village, pokonując około 4 kilometry i podziwiając piękne widoki.
Na wysokości Muzeum Geologicznego rozpoczyna się Szlak Czasu (Trail of Time), który ukazuje geologiczną przeszłość Wielkiego Kanionu. Każdy krok to milion lat historii Ziemi. Co jakiś czas przy szlaku umieszczone są skały z warstw kanionu, odpowiadające poszczególnym okresom geologicznym. Niestety, nasz synek zaprotestował i zamiast podziwiać kanion, wolał chodzić po schodach, co wywołało chwilę mojego załamania. Po krótkim odpoczynku i chwili płaczu doszłam do siebie.
Czy Wielki Kanion mi się podobał? Muszę przyznać, że był to dla mnie największe rozczarowanie. Kanion jest niewątpliwie piękny, ale wydał mi się zbyt komercyjny. Mnóstwo sklepików, restauracji i tłumy ludzi zniszczyły atmosferę dzikości. Gdybym miała okazję odwiedzić go ponownie, zdecydowanie wybrałabym północną krawędź kanionu.
Podsumowując, Wielki Kanion to miejsce pełne niesamowitych widoków, ale warto rozważyć mniej zatłoczone części, aby w pełni cieszyć się jego pięknem.
Joshua Tree Park
Aby odwiedzić Joshua Tree National Park, zatrzymaliśmy się w Twentynine Palms. Wjazd do parku znajduje się tuż za miastem, co sprawia, że jest to dogodna lokalizacja. Po parku najwygodniej poruszać się własnym samochodem, ale w sezonie wiosennym i jesiennym dostępny jest darmowy autobus. Samochód można zostawić na parkingu pod Transit Center i Oasis Visitor Center w Twentynine Palms. Wjazd do parku kosztuje 30 USD, ale można także skorzystać z karty America the Beautiful Pass.
Park Joshua Tree swoją nazwę zawdzięcza roślinie Joshua Tree, czyli jukce nazywanej także drzewem Jozuego, chociaż technicznie nie jest to drzewo. Rosną one licznie na terenie parku i stanowią jedną z jego głównych atrakcji. Park jest popularny wśród miłośników wspinaczki i wędrówek. Liczne, ciekawie uformowane skały przyciągają turystów, a możliwość dojazdu samochodem ułatwia ich podziwianie.
Najciekawsze atrakcje Joshua Tree National Park:
- Covington Flats – miejsce, gdzie można zobaczyć wiele okazów drzew Jozuego.
- Keys View – punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na okolicę, w tym fragment Uskoku San Andreas.
- Skull Rock – skała przypominająca ludzką czaszkę, popularne miejsce do fotografowania.
- Wall Street Mill – pozostałości po poszukiwaczach złota.
- Arch Rock – skały w formie łuków.
- Cottonwood Spring – jedna z kilku oaz na terenie parku, gdzie poszukiwacze złota i Indianie zaopatrywali się w wodę.
Jeśli masz tylko chwilę na zwiedzenie parku, warto pojeździć po okolicy i zatrzymać się w kilku wybranych miejscach. My spędziliśmy w Joshua Tree National Park zaledwie przedpołudnie, ale bardzo nam się podobało. To miejsce jest naprawdę dobre dla dzieci. Nasz synek skakał po skałach, omijał różne przeszkody i nie chciał wracać do samochodu.
Początkowo Joshua Tree National Park nie był w naszych planach, ponieważ myśleliśmy, że drzewa i pustynia nie będą tak imponujące jak Wielki Kanion czy Góry w Yosemite. Jak się okazało, park jest miejscem bardzo różnorodnym, ciekawym i fotogenicznym.
Los Angeles – powrót
Koniec naszej ponad dwutygodniowej podróży, ale zanim udaliśmy się na lotnisko, zdążyliśmy odwiedzić jeszcze trzy ciekawe miejsca w Los Angeles. Pierwszym z nich było Obserwatorium Griffitha, słynny zabytek w stylu art deco z 1935 roku. Znajduje się tam nowoczesne planetarium, publiczne teleskopy oraz wspaniała panorama miasta. Na miejscu jest także kawiarnia i sklep pamiątkowy. Zaleca się zostawić samochód na jednym z niżej położonych parkingów i podejść około 20 minut, ponieważ na górnym parkingu często brakuje miejsc.
Drugim odwiedzonym przez nas miejscem była Aleja Gwiazd na Hollywood Boulevard. To miejsce jest znane z chodników ozdobionych różowymi gwiazdami z mosiądzu, które upamiętniają tysiące artystów ze świata filmu, telewizji, muzyki i teatru. Przeszliśmy całą aleję, odwiedzając również Dolby Theatre, gdzie odbywają się coroczne ceremonie wręczenia Oscarów. W budynku znajduje się niewielkie centrum handlowe z kawiarnianym patio oraz taras widokowy, z którego można zobaczyć wzgórze z napisem Hollywood. Niestety, to miejsce nas rozczarowało z powodu tłumów ludzi i osób próbujących sprzedać wycieczki czy produkty.
Trzecim miejscem, które odwiedziliśmy, była plaża Hermosa z malowniczym pomostem. Usiadliśmy na ławce, podziwiając widoki przed naszym odlotem. W pobliżu znajdują się boiska do siatkówki, gdzie nasz syn bardzo chciał grać z innymi siatkarzami. Na lunch wybraliśmy kuchnię pakistańską, która okazała się całkiem dobra.
Po tych przyjemnych chwilach nadszedł czas, aby udać się na lotnisko. Żegnaj, Ameryko, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.
Podsumowanie
Piszę ten post z perspektywy kilku lat, więc nie wszystko może być dokładnie zapamiętane, ale mam też szersze spojrzenie na różne aspekty. Wiele osób pewnie ciekawi, jak wyglądała tak intensywna wyprawa z niemowlakiem. Nie będę udawać, że wszystko było idealnie; były momenty zwątpienia, ale również mnóstwo radosnych chwil.
Sam lot przebiegł niemal bezproblemowo, głównie dzięki korzystnym godzinom odlotu, przypadającym na późne popołudnie i wieczór. Synek przespał większość podróży zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Mam porównanie z innym lotem, gdy podróżowaliśmy z drugim dzieckiem w podobnym wieku. Wtedy mieliśmy wylot o 5 rano, przesiadkę o 13, a potem 12-godzinny lot. To był najgorszy lot w moim życiu, ale o tym opowiem innym razem.
Podróż samochodem była intensywna – pokonaliśmy 5300 km w ciągu 2,5 tygodnia. Staraliśmy się planować jazdę tak, aby wyruszać wcześnie rano, robić przerwy na obiad, zwiedzanie czy plac zabaw, a potem kontynuować jazdę z drzemką dziecka, docierając na miejsce po jego odpoczynku. Mimo to, nie zawsze wszystko szło idealnie. Starałam się zabawiać synka książeczkami, zabawkami, czasem telefonem, ale bywały momenty, kiedy nic nie działało. Staraliśmy się nie jechać dłużej niż 5 godzin dziennie, ale rekord, oczywiście z przerwami, wyniósł 12 godzin.
Czy czasem myślałam, że bez dziecka mogłabym zobaczyć więcej? Tak, myślałam (bo uwielbiam trekkingi). Były też chwile załamania, jak ta, gdy usiadłam przy Wielkim Kanionie i zaczęłam płakać – z bezsilności i zmęczenia. Mówiłam sobie, że za rok pojadę na wakacje typu „All inclusive” i nie będę nic robić. Ale to były tylko chwilowe myśli, bo za rok znowu zrobiliśmy 5000 km, tym razem po Bałkanach.
Czy było warto? Oczywiście! Po pierwsze, nauczyliśmy się inaczej podróżować. Wcześniej biegaliśmy od atrakcji do atrakcji bez chwili wytchnienia. Teraz potrafimy sobie odpuścić, spędzać czas na basenie, placu zabaw czy plaży bez ciągłego pośpiechu. Po drugie, daje to poczucie satysfakcji i dumy, że udało nam się spełnić marzenia o podróży po Stanach z naszym nowym kompanem. Wiem, że dziecko nic z tego nie zapamięta, ale my jako rodzice pamiętamy wszystko – uśmiechy, złości, wzloty i upadki. Te wspomnienia są dla nas bezcenne.